Na początek trochę cyferek. Mam 23 lata i 168 cm wzrostu. Nigdy nie byłam szczupła, ale mieścić się w granicach normy przestałam dopiero pod koniec liceum. W ciągu niecałych 2 lat z 70kg zrobiło się 100! Przekroczenie tej przerażającej liczby zmobilizowało mnie w końcu do wizyty u lekarza. Stwierdzono u mnie niedoczynność tarczycy, leczenie zaczęłam w 2011 roku z dorobkiem 107kg - jest to moja maksymalna waga, jaką kiedykolwiek "osiągnęłam". Przez pół roku dzięki lekom straciłam 12 kg. W pewnym momencie waga stanęła w miejscu. Wprowadziłam ruch, dodałam więcej naturalnego błonnika do diety - nic się nie zmieniło. Na początku 2013 roku zmieniłam lekarza. Nowa endokrynolog wskazała na pewien błąd w moim dotychczasowym leczeniu- poziom TSH, mimo iż mieścił się w widełkach normy, był nadal zbyt wysoki, aby metabolizm zaczął prawidłowo działać. W ciągu pół roku została mi dobrana nowa, większa dawka leku i poziom hormonu jest taki, jaki powinien być. Na ostatniej wizycie pani doktor stwierdziła, że ze swojej strony zrobiła, co mogła, teraz wszystko zależy ode mnie.
Kolej więc na moje działanie!
Z czym jest problem?
Obecnie moja waga cały czas waha się między 92 a 95kg. Jak wiadomo, waga nie jest najlepszym wyznacznikiem postępów, jeżeli odchudzamy się aktywnie, więc będę brać pod uwagę głównie rozmiar ubrania i moje wymiary. W dniu dzisiejszym plasują się tak:
- rozmiar 46
- biodra 117cm
- talia 106cm
- biust 115cm
Nie zrezygnuję oczywiście z kontroli wagi, ponieważ bardzo miło jest patrzeć, jak za każdym razem widzimy coraz mniejszą liczbę na wyświetlaczu, i prawdopodobnie nie odmówię sobie tego przynajmniej raz w tygodniu. Jednakże nie chcę do tego przykładać dużej, nomem omen, wagi, będzie to jedynie mój mały motywatorek. Wymiary zamierzam kontrolować raz w miesiącu, kiedy można już coś zaobserwować. Rozmiar będzie obserwował się sam :)
Główne problemy w moim trybie życia, które chcę wyeliminować to:
- zbyt duży procent węglowodanów w diecie,
- zbyt mało aktywności fizycznej,
- jem wieczorami- potrafię chodzić na czczo, pomijając I i II śniadanie, zjeść normalny obiad, a kiedy przychodzi pora kolacji czuję się po takim dniu strasznie głodna - więc zjadam podwójną kolację pracownika fizycznego.
Kalorii liczyć nie zamierzam, ponieważ nie jest to u mnie problemem, czasem wyrywkowo robię sobie takie dzienne podsumowanie i nie przekraczam zalecanych 2000kcal. Być może jest to zbyt dużo jak na "dietę", ale z uwagi na tendencję do hamującego jak
kierowca mustanga na pasach metabolizmu, ujemny bilans kaloryczny chcę osiągnąć z pomocą aktywności fizycznej. W tej kwestii zdam się na intuicję.
Co zamierzam osiągnąć?
Moim rozmiarem docelowym jest 40/42. Nie wyznaczam sobie docelowej wagi, ponieważ nie wiem, na ile uprawiany przeze mnie sport wpłynie na moje ciało. Drugą sprawą jest uzyskanie talii. Co prawda już teraz jakąś tam widać, lecz mój typ otyłości (jabłko) skutecznie osłabia mój entuzjazm, gdy tylko spojrzę na siebie z profilu. Moje wymarzone wymiary to mniej więcej 100-75-100.
Nie wyznaczam sobie żadnego czasu, w jakim mam osiągnąć swój cel, ponieważ moim zdaniem powoduje to tylko niezdrowe zachowania, aby zmieścić się w ramkach czasowych. Swoje nowe zasady czy pomysły na polepszenie trybu życia będę wprowadzać stopniowo.
Na początek plan jest więc następujący:
- bez wykrętów jem śniadania i biorę przekąski do szkoły/pracy,
- codziennie pół godzinki aktywności fizycznej, ale o tym w następnym poście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz